„Teraz Fidea” – Manager Magazin 10/2005 1 października 2005

Kto to jest Marek Dojnow? Najczęściej pada odpowiedź: prezes ABN Amro. Niewielu dodaje krótkie słowo „były”. Bo też i mało kto zauważył, że Dojnow odszedł z banku już w czerwcu. Z kolei ci, którzy to spostrzegli, kojarzą fakt jego rezygnacji jednoznacznie – z zeznaniami przed komisją śledczą w sprawie PZU.

– Pojawiły się spekulacje, że ABN Amro mi podziękowało albo że ja uciekłem z powodu PZU – mówi Marek Dojnow. – Nie ma to jednak nic wspólnego z PZU, to po prostu zbieg okoliczności. Dojrzewałem do tej decyzji od dłuższego czasu. Dlaczego? Bo, jak twierdzi, bankierzy inwestycyjni nie lubią stać w miejscu. Potrzebują wyzwań, adrenaliny. A tego jakoś zabrakło. 
– Przez pięć lat prezesowania udało mi się zbudować bardzo fajny zespół złożony z ludzi ambitnych, pracujących z dużym poświęceniem i z pasją – tłumaczy Dojnow.
– W pewnym momencie zauważyłem, że ci, którzy stanowili ze mną zgraną spójną grupę, nabierają jakiejś nieufności do firmy, że tracą pewność, czy tam jest ich miejsce. To są ludzie, którzy potrzebują wyzwań i chcą ciągle iść do przodu. Dwie osoby zdecydowały się odejść.
– To stało się „przyspieszaczem” mojej decyzji – tłumaczy.
– Szkoda, ponieważ wolałbym dojść do podobnego wniosku wcześniej i w jeszcze mocniejszym składzie zakładać własną firmę. Bo Marek Dojnow jest dziś prezesem spółki Fidea. Zabrał ze sobą z poprzedniej pracy trzy osoby: Adama Jabłońskiego, byłego zastępcę, dziś biznesowego partnera i dwóch pracowników.

Czym się zajmuje? Tym samym, czym w ABN Amro – doradztwem przy fuzjach i przejęciach. Tyle że teraz na własny rachunek. Firma już działa – jest zarejestrowana, wystawiła pierwszą fakturę, a na początku sierpnia Marek Dojnow oficjalnie odebrał biuro. Żadnych długich wakacji, tajemniczych uśmiechów dających rozmówcom do zrozumienia, że ma jakiś plan. Pomysł był gotowy od dawna. I nie zrodził się z mrzonek, ale z kilkuletnich obserwacji. Konkluzja była jedna – polski rynek jest za płytki dla zagranicznych banków inwestycyjnych. Dla nich transakcje poniżej 100 mln euro przestają być atrakcyjne, tymczasem w Polsce, wyłączając może prywatyzacje, dominują te o niższym pułapie. Powstała nisza. W sam raz dla kogoś takiego jak on.
– Na ogół, gdy prezes dużej instytucji staje się z dnia na dzień właścicielem własnej firmy, wywołuje jedno skojarzenie: nie miał innego wyjścia – tłumaczy Marek Dojnow.
– W moim przypadku jest inaczej. Ja mam plan, zaczynam robić dokładnie to, co chcę, co mnie interesuje i widzę przyszłość tego przedsięwzięcia. To nie jest z mojej strony przejście do defensywy, ja raczej wybiegam naprzód, przewidując oczekiwania klientów i rozwój rynku.

A jakie będą ich wymagania?
– To nie jest ten czas, że duże banki inwestycyjne będą budować duże zespoły lub wchodzić do Polski – twierdzi Dojnow. – Dla nich tańszym rozwiązaniem jest wynajęcie do obsługi transakcji w Polsce mniejszej firmy lokalnej. A klienci? Tu również, jak się wydaje, nie ma powodów do obaw. Pojawiają się zlecenia. I co ważne, nie ma niezdrowej atmosfery między Markiem Dojnowem, a byłym pracodawcą – jeden z kontraktów przygotowują wspólnie.

Czego sobie życzy na starcie?
Na to pytanie odpowiada bez wahania: „Mniej polityki w gospodarce„. Bo – jak twierdzi – pozyskiwanie wszystkich większych kontraktów wiąże się w jakimś stopniu z uprawianiem polityki.
– Tak jest na całym świecie, tyle że w Polsce bardziej niż gdzie indziej – podkreśla.
– Szkoda, bo to psuje rynek i szkodzi gospodarce. A prowadząc działalność o mniejszym zasięgu, łatwiej uniknąć rozmaitych układów

Marek Dojnow

Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończył również specjalistyczne studia z prawa Wspólnot Europejskich na Uniwersytecie Le Mans oraz z prawa międzynarodowego prywatnego na Uniwersytecie w Strasburgu. W latach 1991 – 1992 pracował w polskim biurze amerykańskiej kancelarii prawnej Vinson & Elkins, a od 1992 do 1993 r. był asystentem Jana Marii Rokity – ministra szefa Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej. W latach 1993 – 1995 pracował w londyńskim i warszawskim biurze kancelarii prawnej Clifford Chance, specjalizując się w prawie bankowym i rynków kapitałowych. Od początku 1996 do czerwca 2005 r. pracował w banku ABN Amro. Najpierw jako doradca był współodpowiedzialny za tworzenie pionu bankowości inwestycyjnej w Polsce. Następnie odpowiadał za rynek pierwotny dłużnych papierów wartościowych banku. W 1999 r. został członkiem zarządu, a w 2000 r. prezesem ABN Amro Corporate Finance.

Aleksandra Gieros